pozdrawiam-grace
 

CODZIENNOŚĆ

 

 

      Na początku była ściana...Zwykła, taka podobna do tysiąca innych w przedpokojach mieszkań. Przybierała rożne barwy. Była już pomarańczowa, jarzębinowa, czerwona. Pewnego razu w przypływie szaleństwa zapragnęła pokryć się czymś, co miało przypominać miasto o zmroku. Oniryczne domy w migotliwym blasku księżyca majaczące przy latarni...Początkowo wszystko zadawało się spełniać wymagania szaleństwa ściany. Jeden po drugim stawały domy ze snu. Gdzieniegdzie migotliwe światło w oknach przybierało barwę jasną, żółtą,białą... Kilka kamienic przypominało pączki, pulchne i grubaśne, a inne chude ja tyczki podpierały się, by w sennym tańcu nie poplątać kroków...I stanęły domy jeden przy drugim, barwne, rozmarzone, na jarzębinowej ścianie...ale ściana nie była zadowolona, nie o takie szaleństwo chodziło...nie tak miało być...zabrakło tego czegoś, co sprawia, że w szaleństwie znajduje się spełnienie...znikł zapał, znikła cała radość ściany z towarzystwa, które wszak miało sprawić to coś, co pozwala na uniesienie. I stało się. To co z początku wydawało się szaleńczo niezwykłe zniknęło w mroku czarnej dziury...która skądinąd sięgnęła po inny wymiar szaleństwa.

     Zainteresowanym dalszym losem niezwykłego zjawiska na ścianie informuję, ze czarna dziura zniknęła z czasem...Nie sama...potrzebowała pomocy, którą znalazła...by stać się z powrotem ścianą szczęśliwą.

« powrót 2015-09-12
Archiwum:         
książka

© Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, udostępnianie całości lub fragmentów bez zgody autora zabronione.