pozdrawiam-grace
 

CODZIENNOŚĆ

 

 

       
    Jest kilka rzeczy na tym świecie, które czasami irytują; kilka, które irytują, gdy mamy gorszy dzień; jeszcze kilka takich, które irytują, bo są wynikiem złośliwości rzeczy martwych, ale są i takie, które irytują zawsze. Chyba najczęściej są wynikiem głupoty i jakiejś dziwnej maniery, którą społeczeństwo uznało za dopuszczalną, zrozumiałą a nawet pożądaną. 

    Pierwszy przykład

   Ruchomy podjazd w sklepach, galeriach, przychodniach. Każdy wie, do czego służy i jakie spełnia role.  A jednak, jakże irytujące jest to, kiedy potrzeba jest szybkiego dostania się do określonego miejsca, ale przejście w slalomie wolno poruszającego się podjazdu graniczy z cudem, bo nie wiedzieć czemu korzystający z podjazdu uznali, że mogą stać, w każdym miejscu i w każdej pozycji. A rozwiązanie jest zupełnie proste. Otóż wystarczy się zastosować do ogólnie panującego zwyczaju (na całym świecie , w każdym metrze), że po prawej stronie stoimy, a lewa przeznaczona jest dla tych, którzy chcą, mogą, potrzebują wejść szybciej i nie jest im po drodze stanie w ruchomej kolejce stacjonarnej. Oczywiste, prawda?! I Oczywiste jest, że można przytoczyć przykłady dramatycznych sytuacji, dla których ktoś musi szybko dostać się tu czy tam bez zbędnego popychania i pośpiesznego „przepraszam”, które z kolei wywołuje na twarzy przepraszanego oburzoną minę, ale tu, nie o to chodzi. Wystarczy tylko stanąć po prawej stronie. I tyle. Żadnej irytacji, żadnego popychania, niepotrzebnych „sorry, mogę przejść” ...sama wdzięczność i potrzebne zrozumienie.
   

Przykład drugi

   Tu pewnie wywołam irytację wśród pań doktorek i panów doktorów, bo przecież pospiech, bo nie ma czasu, bo... jestem potwornie zmanierowany i leniwy.

  Myślę tu o charakterze pisma wyżej wymienionej grupy zawodowej. Nie globalizuję, że wszyscy i, że nie ma wyjątku. Na szczęście są tacy, którzy pojęli, że wyznacznikiem lekarskiego fachu nie jest nieczytelne, koślawe i paskudne pismo, nad którym grafolog traci zamiłowanie do swego zawodu, ale zupełnie coś innego...zupełnie.

   Zainteresowanym lekarzom i nie tylko lekarzom podpowiadam, że pismo mówi o nas bardzo wiele... ale na pewno nie czyni z nas lekarzy, nauczycieli, sekretarek czy budowlańców. Charakter pisma może powiedzieć o tym, co jest dla nas ważne w życiu, jakie cechy uosobienia i charakteru posiadamy, czy mamy szacunek dla drugiego, czy jesteśmy skryci, otwarci, melancholijni, czy skłonni do poświęceń...Cóż więc o człowieku powie pismo, które pismem tak naprawdę być przestało, i nawet nie przypomina obrazków z jaskini w Lascaux,  a stało się ciągiem nieregularnych kresek, kwadratów i dziwnych brył o nieokreślonym kształcie... Nie potrzebny grafolog, by stwierdzić w takim wypadku brak starań,  kultury i poszanowania.

I tyle w tym irytującym temacie drugim.
 


    Przykład trzeci

  Telefon komórkowy – urządzenie ułatwiające życie, pozwalające kontaktować się z całym światem, wygodne, potrzebne, niezbędne. I dobrze. Zastanawia mnie jednak nie samo urządzenie, ale to jak bardzo zapominamy, że jest to tylko narzędzie, które ma nam ułatwić kontakt z drugim człowiekiem, kiedy go nie ma w pobliżu. Paradoksalnie, czasami, staje się przyczyną zerwania tego naturalnego, realnego kontaktu, który trwa. Jakże często zdarza się przerwać spotkanie z osobą, która jest tu i teraz po to, by odebrać telefon, który natarczywie wierci powietrze irytującym dźwiękiem. Dlaczego to robimy, dlaczego odbieramy telefon, przerywając rozmowę? Osoba po drugiej stronie słuchawki daje nam sygnał, że potrzebuje kontaktu z nami, chce porozmawiać, chce naszego czasu. Nie chce zdawkowego: „ Nie mogę  z tobą teraz rozmawiać, bo jestem na spotkaniu”.  Rezultat jest taki, że ani naszemu rozmówcy nie okazujemy szacunku, ani osobie telefonującej. A wystarczy telefon wyciszyć. Dokończyć spokojne rozmowę tu i teraz. Zadzwonić później, wyjaśnić i poświecić w pełni czas drugiej osobie. Wszyscy czują się spełnieni, szczęśliwi i zadowoleni, bez poczucia zignorowania, zepchnięcia na drugi plan.

Telefon to tylko narzędzie – nie przymus.

 

  Czy to wszystko? Ależ skądże!. Każdy ma swoje małe irytacje i niedorzecznością byłoby zamykać je w trzech przykładach. Te są szczególnie irytujące, bo moje. Każdy ma swoje drobne irytacje. Problem w tym, że czasem maleńka zmiana sprawiłaby, że milionom znerwicowanych ludzi żyłoby się spokojniej, lepiej, szczęśliwiej. Dlaczego tak trudno o drobne zmiany? Oczywiście, ktoś odpowie, że część z tych ciągle poirytowanych nigdy nie poczuje się szczęśliwa, że zawsze coś znajdą. Jednak, czy nie warto spróbować coś zmienić, niż nic nie robić i się irytować:)

    Irytacja przybiera różne formy. Od oburzonej miny: „Jak tak można” do maksymalnego "nerwa", kiedy ma się ochotę walić na oślep „przyczynę irytacji”. Dobrze, jeśli uda się znaleźć źródło i,  o ironio,  nie czerpać z niego.

« powrót 2015-11-05
Archiwum:         
książka

© Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, udostępnianie całości lub fragmentów bez zgody autora zabronione.